Pewnie niektórzy z Was uśmiechają się na wspomnienie moich licznych przygód i wpadek, jak ta z telefonem (przez dwa lata SMS-owałam nie z tą Kingą, o której myślałam). Jednak dziś pobiłam samą siebie i pozostałe mentalne „blondynki".
Otóż w czasie wakacji mój umysł przechodzi w tryb oszczędzania energii i luzowania zwojów. Spędzam uroczo czas na słonecznej plaży i w nadmorskich kurortach. Po intensywnym wypoczynku, tuż przed snem, udałam się na krótki spacer. W tym celu wzięłam ze sobą latarenkę. Idę wyboistą dróżką, potykam się co chwilę i dywaguję nad kiepską mocą żarówki, bądź też wyczerpującymi się bateriami. W myślach już uzbierało się sporo niewybrednych przerywników. Obok przeszedł jakiś facet i tak jakoś dziwnie na mnie spojrzał. Choć nie wiem, czy dziwnie, bo go w nikłym blasku lampki nie bardzo widziałam, ale za to na chwilę rozbłysło światełko w mrocznym tunelu mego rozleniwionego umysłu i ... zdjęłam okulary przeciwsłoneczne. Stała się jasność, no może nie taka zupełna, ale jednak. Do celu dotarłam ze zgaszoną latarką i kiepsko markowaną salwą śmiechu. Na szczęście potrafię się śmiać z własnej głupoty.
Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że moje okulary przeciwsłoneczne są też korekcyjne, więc z dość bliska mogłam przyjrzeć się ciemności.
Pozdrawiam.
P.S. Nie wymienię, ile rzeczy udało mi się zrobić od zachodu słońca do owego odkrywczego spaceru... ale zapewniam, że było ich sporo.
***
Izabella Agaczewska autorka opowiadań jest krakowianką. Uwielbia podróżować, jeździć na rowerze i delektować się herbatą. Mama dwójki nastolatków. Wiecznie w niedoczasie... Pisze powieści obyczajowe i ksiązki dla dzieci.
"Aleja Cichych Szeptów" i "Poduszka na parapecie" to książki nietuzinkowe. "Sanatorium cudów" zachwyca nie tylko dzieci, ale i dorosłych.
Zamów książki z dedykacją i autografem