Wojtek usłyszał dziwne odgłosy, dobiegające z zewnątrz. Pokrzykiwania i charczenia raz po raz przerywały ciszę, panującą na osiedlu domków jednorodzinnych. Odkąd zamieszkał z dziadkami, był zmuszony zwracać baczną uwagę na to, co działo się wokół. W końcu to byli blisko osiemdziesięcioletni staruszkowie i czuł się odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo. Zaniepokojony wyszedł na balkon, widok, jaki ukazał się jego oczom, zupełnie wytrącił go z równowagi. Zawrócił do pokoju i zza firanki obserwował, co działo się za oknem. A działo się, oj działo…
Nie od razu, w mężczyźnie w dopasowanym czarnym stroju sportowym, składającym się z podkoszulka i krótkich spodenek renomowanej firmy odzieżowej, rozpoznał własnego dziadka, który biegał wokół klombu, wymachując rękami i wydając z siebie wojownicze okrzyki. Najwyraźniej jego samcze nawoływania odniosły właściwy skutek, bo z sąsiednich domów zaczęły wyłaniać się, jedna za drugą, sąsiadki, które pod pozorem rozwieszania prania, czy też podlewania kwiatów, rzucały przymilne uśmiechy w kierunku dziarskiego staruszka. A dziadek prężył swe muskuły, udając, że nie zwraca uwagi na widownię, która z minuty na minutę stawała się liczniejsza. W końcu panie, których średnia wieku oscylowała zapewne wokół iloczynu dwóch największych liczb jednocyfrowych, zaczęły jedna przed drugą zagadywać do dziadka, który nie wypadając z roli, sumitował się, że nie zauważył żadnej z szacownych pań. Pogawędka rozwijała się w najlepsze, przechodząc w staroświecki flirt, który zaróżowił policzki u pań i ożywił elokwencję mężczyzny.
Wojtek po jakimś czasie opuścił pozycję obserwatora i postanowił odnaleźć drugą połówkę amanta, zabawiającego swe sąsiadki. „Ciekawe, co powie, gdy żona wróci ze sklepu?” – pomyślał chłopak. – „Będzie niezła awantura, jak babcia wpadnie na podwórko i rozgromi towarzystwo”. Wskoczył w sandały i skierował się do piekarni, gdzie zwykle kobieta kupowała bułki. Może uda mu się namówić babcię na spacer, a w tym czasie dziadek zakończy swe poranne umizgi. Tak rozmyślając, doszedł na miejsce. Jednak nie wszedł do środka. Mimowolnie stał się świadkiem potajemnej schadzki. Oto przy kawiarnianym stoliku, siedziała wypacykowana babcia adorowana przez siwiutkiego absztyfikanta, który czule wpatrywał się jej w oczy. A babcia mrugała sztucznymi rzęsami, udając zawstydzoną pensjonarkę. Zdezorientowany chłopak wycofał się rakiem. Musiał ochłonąć.
Taki scenariusz rozgrywał się każdego dnia. Babcia co rano stroiła się w inną kreację, tapetowała, tapirowała i niczym wamp wychodziła na poranną kawę w towarzystwie wypomadowanego uwodziciela. Dziadek w tym czasie nakładał coraz bardziej obcisłe spodenki i koszulki, co dzień w innym, jaskrawym kolorze. Smarował się samoopalaczem i odstawiał tę samą szopkę na oczach swojego fan klubu 70+.
Wojtek nie komentował ich poczynań, ale w końcu postanowił działać. Pewnego dnia wrócił z uczelni wcześniej, zdeterminowany, by porozmawiać z dziadkami. Wydało mu się to niedorzeczne, że ludzie, którzy przeżyli ze sobą kilkadziesiąt lat, zachowują się wobec siebie tak dziecinnie. Nie wiedział od kogo zacząć. Z dziadkiem zawsze miał dobry kontakt, ale zastanawiał się, jak staruszek zareaguje na krytykę. Babcia chętnie wysłuchiwała jego problemów, czy równie otwarcie podejdzie do tematu zdrady?
Swoje kroki skierował najpierw do kuchni, ale nie zastał tam nikogo. Przeszedł przez hol i zatrzymał się w połowie drogi do salonu. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył, jak babcia masuje plecy i kark dziadka. Mężczyzna cicho pojękiwał.
- Jeszcze tu, pod prawą łopatką – prosił dziadek. – Ała, ała, delikatniej Hanuś.
- Znowu się wyginałeś przed całym osiedlem jak pajac jaki. Pewnie cię zawiało albo łupło w krzyżu – gderała babcia.
- Ależ Hanuś, przecież wiesz, że lekarz kazał mi ćwiczyć – tłumaczył się dziadek. – Oj, oj, oj nie tak mocno – jęczał.
- A może Krysia albo Zosia lepiej, by cię wymasowały, co? Atleto, od siedmiu boleści – udawała złość babcia. – Już ja wiem, co ci to chodzi po głowie, osiedlowy Rambo.
- Ależ Hanuś, no wiesz co? – oburzył się staruszek. – To bardzo szacowne panie, nie zwracają na mnie uwagi. Nie to, co ten Waldemar, z którym się afiszujesz na mieście.
- Och, to bardzo dystyngowany mężczyzna – babcia zamrugała rzęsami. – Nie musi pokazywać swej tężyzny, by zaimponować kobiecie.
- Ten cherlawy Don Juan, padnie kiedyś przy wchodzeniu po schodach na pierwsze piętro. I tyle mu dadzą te jego gładkie słówka, na które dajesz się nabierać niczym mucha na lep – odgryzł się dziadek.
- Och, ty – ze złością rzuciła babcia, przestając masować dziadka. – Przez ciebie znów rozbolała mnie głowa.
Dziadek czym prędzej zerwał się z fotela i poczłapał do komody, skąd wyjął lekarstwa. Nalał z karafki wody do szklanki i zaniósł żonie, która zdążyła już usadowić się na kanapie.
- Masz tu tabletkę Hanuś. Połóż się. Pewnie za mocną kawę wypiłaś z tym łapserdakiem. Czy on nie wie, jakie masz słabe serce…
- Dziękuję Stasieńku, nie schylaj się tak, bo znowu cię połamie i jak ty jutro będziesz po ogródku ganiał pokrzywiony taki.
Staruszkowie wpatrywali się czule w swe oczy, pałające miłością.
Wojtek poszedł do swego pokoju na górze, zastanawiając się, czy uda mu się znaleźć kobietę, z którą będzie mógł tak otwarcie toczyć grę pozorów.
***
Izabella Agaczewska autorka opowiadań jest krakowianką. Uwielbia podróżować, jeździć na rowerze i delektować się herbatą. Mama dwójki nastolatków. Wiecznie w niedoczasie... Pisze powieści obyczajowe i ksiązki dla dzieci.
"Aleja Cichych Szeptów" i "Poduszka na parapecie" to książki nietuzinkowe. "Sanatorium cudów" zachwyca nie tylko dzieci, ale i dorosłych.
Zamów książki z dedykacją i autografem