Assign modules on offcanvas module position to make them visible in the sidebar.

0.00 ( 0 głosów )

Było ciemno, rzadko rozmieszczone latarnie rzucały nikłe światło na pogrążony we śnie park. Nie mogła złapać tchu, przebiegła już dobrych kilkaset metrów. Jej botki ślizgały się na oblodzonej alejce, bała się, że w końcu upadnie. Wysokie obcasy nie ułatwiały ucieczki. Jeszcze te przeklęte siatki wybijały z rytmu, obijając się o kolana. Słyszała zbliżające się odgłosy napastnika. Nie biegł szybko, ale nieustannie zmniejszał dzielący ich dystans. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że zabraknie jej stu metrów, by dobiec do końca alejki.

Jego wzrok prześladował już w tramwaju. O tej porze w pojeździe było niewielu pasażerów. Czuła się nieswojo. Udawała, że czyta książkę, ale nie mogła się skupić. Modliła się, żeby człowiek siedzący po przeciwnej stronie, nie ruszył za nią, gdy wysiądą na pętli. Nie była rasistką, była tolerancyjnie nastawiona do innych narodowości, ale tyle złego mówiło się o emigrantach, zwłaszcza muzułmanach, że poczuła strach. Nie wiedziała, kim był ten mężczyzna, jednak nie chciała się znaleźć z nim w sytuacji sam na sam, nocą, w pustym parku. Pospiesznie założyła czapkę oraz rękawiczki, pozbierała siatki i wybiegła z tramwaju, gdy tylko otworzyły się drzwi. Po kilku krokach obejrzała się za siebie, młody chłopak zaczepił jakąś kobietę, która podróżowała wraz z nimi. Przyspieszyła kroku, by zniknąć z pola widzenia mężczyzny. Ponownie obejrzała się przed wejściem do parku. W oddali zamajaczyła jej znana postać.

Teraz sekundy dzieliły od tragedii, poczuła łzy na policzkach, które bezwiednie wymknęły się spod powiek. Czuła jego nierówny, zasapany oddech. Potrącił i upadła. Zawartość siatek rozsypała się po alejce. Z jej piersi wydobył się ni to jęk, ni to krzyk. W świetle latarni ujrzała błysk złowrogich czarnych oczu, twarz mężczyzny była zamaskowana kominiarką. Próbowała wstać, ale nie mogła wygramolić się ze śniegu. Jej ciało sparaliżowane strachem poddało się. Wiedziała, że przegrała. Zamknęła oczy w oczekiwaniu na nieuchronny atak. Napastnik pochylił się nad nią, czuła jego oddech na twarzy. „Czy to tak miało się skończyć? zbłąkane i chaotyczne myśli przebiegały przez jej spanikowany umysł. - Tu, tej nocy, w tym ciemnym osiedlowym parku? Tylko dlaczego tak to długo trwa? Niech już w końcu będzie po wszystkim”.

- Nic się pani nie stało? usłyszała głos, kobiecy głos. Nieco przerywany i przytłumiony, ale nie miała wątpliwości. Otworzyła oczy i ujrzała młodą dziewczynę, która zdążyła zdjąć kaptur z głowy i odwinąć nieco szalik z twarzy. Przepraszam. To moja wina, poślizgnęłam się. Mam nadzieję, że jest pani cała i zdrowa.

Ilona odetchnęła z ulgą. Szalona biegaczka, która w lutową noc biegała po parku, pomogła jej wstać i pozbierać zakupy. Podprowadziła nawet na skraj parku. Tam się pożegnały. Kuśtykając, skręciła w stronę bloku. Była zmęczona szaleńczym biegiem i swym irracjonalnym lękiem. Teraz sama siebie karciła za wybujałą wyobraźnię. Jej serce powoli stabilizowało swój rytm, oddech też wracał do normy, gdy dobiegło nawoływanie.

- Halo, proszę pani odwróciła się i zobaczyła swego prześladowcę, biegnącego w jej stronę. Ostatnimi resztkami sił dopadła do klatki, wdrapała się na pierwsze piętro i zabarykadowała drzwi. Przeżywała cholerne deja vu. Nadszarpnięte nerwy generowały implozje pozostałych organów. Zapadała się w czarnej dziurze, która wsysała jej obezwładnione lękiem ciało. Szybkie kroki na klatce ucichły przy jej mieszkaniu, rozległ się przerażająco głośny dźwięk dzwonka. Stała oparta o drzwi niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.

- Proszę pani… - dobiegło zza drzwi. Nie bać się mnie. Ja chce oddać. Znaleźć w parku to.

Zmobilizowała swoje ciało do ruchu. Odwróciła się i zerknęła przez judasza. Zobaczyła okładkę powieści, którą czytała w tramwaju. Ostrożnie otworzyła drzwi. Książka leżała na wycieraczce. Podniosła ją, rozglądając się za mężczyzną, ale usłyszała tylko oddalające się kroki. Nie zastanawiając się, pobiegła za nimi. Znalazła się na piątym piętrze, stanęła przed drzwiami, na których ktoś wysmarował napis „Wynocha brudasy”. Pokonała swój strach i odważyła się zapukać.

***

Izabella Agaczewska autorka opowiadań jest krakowianką. Uwielbia podróżować, jeździć na rowerze i delektować się herbatą. Mama dwójki nastolatków. Wiecznie w niedoczasie... Pisze powieści obyczajowe i ksiązki dla dzieci.

"Aleja Cichych Szeptów" i "Poduszka na parapecie" to książki nietuzinkowe. "Sanatorium cudów" zachwyca nie tylko dzieci, ale i dorosłych.

Zamów książki z dedykacją i autografem

 

Ocena

Produkt
Jakość
Styl

Oceny użytkowników

Oceń