Została przyparta do muru. Pytanie świdrowało ciszę. Nie powinna tego mówić, ale musiała… Tak nakazywała jej przyzwoitość.
Zastanawiała się nad fenomenem, jakim jest słowo? Niby taki dziwny zlepek dźwięków, a nadano mu kolosalne znaczenie. Czasem aż dziw bierze, że kilka głosek wyraża pokłady emocji. Bez jakiegokolwiek uzasadnienia przyporządkowano te zlepki do poszczególnych przedmiotów, czynności czy zjawisk. Stworzono cały system, który wydaje się niekiedy spójny, kompletny i niezbędny. Jednak są dni lub takie momenty, że wolałaby, aby nigdy nie wymyślono słów, albo żeby zestaw komunikatów werbalnych był bardziej czytelny, klarowny i bezbolesny.
Dlaczego ludzie traktują swój bełkot tak emocjonalnie? Dlaczego koniecznie muszą wyrażać wszystkie swoje myśli te bardziej przyzwoite i te mniej, te miłe i niekoniecznie sympatyczne w postaci słowotoku?
Fakt, są słowa, które wywołują uśmiech – „Jak miło Cię widzieć!”; sprawiają, że czujemy dumę – „Ależ fantastycznie poszło Twojemu synowi na egzaminie!”; dodają otuchy – „Nie martw się”, „Pomogę Ci”, „Wszystko będzie dobrze!”; rozbawiają do łez – „Mami, a kupis mi hajulage?”, „Przychodzi baba do lekarza…”; nobilitują – „Gratuluję, awansowała Pani na szefa działu”; mobilizują – „Jak nie ty, to kto?”, „Dasz radę”; utwierdzają – „To dobry wybór!”, „Masz rację!”; sprawiają, że czujesz się kimś wyjątkowym – „Jesteś najlepszym przyjacielem!”, „Kocham Cię!”
Jednak słowa potrafią wyrządzić wielkie spustoszenie w naszym życiu. Słowa, które odzierają z nadziei – „On nie wyzdrowieje”; które burzą spokój – „Włamano się do twojego mieszkania”; które sprawiają, że czujesz się nikim – „Zwalniam panią”; które obrażają – „Jesteś fajtłapą i nieudacznikiem”; które drwią i śmieją ci się prosto w twarz – „Ten płaszcz jedzie naftaliną, wyciągnęłaś go z babcinej szafy?”; które kłamią – „Kochanie mam tyle pracy…”; które oszukują – „Ten sprzęt jest niezawodny”, „Ta pożyczka jest prawie za darmo”.
Mówienie miłych, przyjaznych słów nie sprawia większości żadnych trudności. No, chyba że jest ktoś wyjątkowo nieśmiały lub małomówny, wręcz gburowaty (widzicie jak łatwo kogoś ocenić i przykleić mu łatkę?).
Teraz jednak stała w obliczu niemożliwego. Wolałaby, żeby to pytanie nie padło. Powinna zatkać sobie uszy albo zareagować dużo wcześniej. Jak mogła do tego dopuścić? – wciąż zadawała sobie to pytanie. Przecież nic nie wskazywało na to, że zbliża się katastrofa. Nie zauważyła żadnych symptomów. Wszystko było jak zwykle. Te same spotkania, zdarzenia, żarty, SMS-y, maile. Zaczepki na Fb i komentarze na Instagramie. Rozmowy przez telefon, wyjścia do kina czy na koncerty. Sprzeczki, dyskusje, bitwy na argumenty. Od lat utarty schemat, przydzielone role, otwarte karty. Żadnych niedomówień, wszystko prosto w oczy i kawa na ławę. Skąd więc ta nagła zmiana? Kiedy wykluło się to wyznanie budzące lęk, niedowierzanie, zawód, rozczarowanie, stratę i złość. Jak on mógł? Ufała mu. Pozwoliła się zbliżyć jak nigdy nikomu. Czuła się bezpieczna. Przecież tyle razy o tym rozmawiali i byli co do tego zgodni, a teraz on wyjeżdża z czymś takim? To nie fair, cios poniżej pasa. I stawia ją w sytuacji bez wyjścia.
Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, łzy wymykały się niekontrolowane i jedna po drugiej spadały w otchłań. Czuła ucisk w gardle i ból w piersiach. Usta drżały. Nie była gotowa. Wiedziała, że słowa go zranią, zdruzgoczą, odbiorą nadzieję. Zduszą radość i tlące się uczucie. Jednak nie mogła inaczej.
- Nie kocham Cię – szepnęła. Jego świat na jej oczach rozpadł się na miliardy kawałków.
Słowa – najbardziej okrutne narzędzie zbrodni.
***
Izabella Agaczewska autorka opowiadań jest krakowianką. Uwielbia podróżować, jeździć na rowerze i delektować się herbatą. Mama dwójki nastolatków. Wiecznie w niedoczasie... Pisze powieści obyczajowe i ksiązki dla dzieci.
"Aleja Cichych Szeptów" i "Poduszka na parapecie" to książki nietuzinkowe. "Sanatorium cudów" zachwyca nie tylko dzieci, ale i dorosłych.
Zamów książki z dedykacją i autografem