Zapach różanej konfitury i ciepłego drożdżowego ciasta przepełniał kawiarnianą salę hotelu. Żołądek ściśnięty z bólu przyprawiał ją prawie o mdłości. Marzyła o tym, by zatopić zęby, zrobione na hollywoodzką biel, w puszystym, miękkim pączku. Pomyślała, że jeszcze jedno spojrzenie na talerz krągłych pyszności, a dostanie ślinotoku. Dzielnie jednak ze sobą walczyła. W końcu nie na darmo katowała się od blisko sześciu lat, by zniweczyć teraz swe bezcenne dzieło w ułamku zbiorowego szaleństwa. O, jakżeż nienawidziła tych wszystkich świąt związanych z usprawiedliwionym obżarstwem. Każdy argument był dobry, by tylko móc pozwolić sobie na małe co nieco, które po chwili rosło bez umiaru. Z wielkim niesmakiem wpatrywała się w żarłoczne usta, ociekające tłuszczem i lepkim cukrem. A jednak… były to tortury nawet ponad jej siły. Musiała kipiącą w niej fascynację jedzeniem, zastąpić innym działaniem. Najlepiej do tego nadawała się Aśka, która tak jak i ona stała przy stole, wpatrując się w pączki jak sroka w gnat.
Aśka w liceum była szarą myszką, nie miała gustu za grosz, jednak po kilkunastu latach wyglądała naprawdę nieźle. Pewnie poszła po rozum do głowy i zaczęła o siebie dbać. Niech sobie tylko nie myśli, że zdetronizuje ją z tronu. W końcu to ona, Emilia, od początku nosiła miano najpiękniejszej. I nikomu nie pozwoli o tym zapomnieć. Każdego roku, w tłusty czwartek odbywało się ich klasowe spotkanie, i to ona na nim królowała.
- Co u Ciebie słychać, Asiu? - zaczęła rozmowę, jednak nie zamierzała czekać na odpowiedź. – Wiesz, wciąż jestem w rozjazdach. Mam tyle pracy, wszyscy chcą, bym dla nich pozowała. Widziałaś ostatnią okładkę. Nawet Gorczewski był zachwycony. Oczywiście nie muszę Ci mówić, kto to jest Gorczewski, prawda? Jeszcze te pokazy… Paryż, Nowy Jork, Lizbona, Tokio. Niedługo jadę do Emiratów… może poznam jakiegoś bogatego szejka ha, ha, ha. Miałam mnóstwo propozycji małżeństwa, ale wciąż czekam na kogoś wyjątkowego – Emilia wzięła krótki oddech, śpiesząc się, by jej rozmówczyni nie zdążyła otworzyć ust. – Osoba z moją pozycją musi mieć partnera z odpowiednim zasobem finansowym, sama rozumiesz. Wciąż muszę dbać o mój image. Jestem jak dobrze prosperująca firma, nie mogę przestać w siebie inwestować. Rozumiesz, moje wydatki sięgają kilkudziesięciu tysięcy – zrobiła znacząco przerwę, by po chwili kontynuować. – Nie mogę patrzeć na to objadanie się bez umiaru. Tyle tłuszczu, węglowodanów i glutenu. Ja mam specjalną dietę, nie mogę pozwolić sobie, choćby na małe odstępstwo. Mam figurę niczym nastolatka, zero tłuszczu. Moja waga wpisana jest do umowy. Kilogram lub dwa to prawdziwe przestępstwo. Wy nie musicie się tak przejmować, możecie jeść bez ograniczeń, wasz wygląd nie jest tak istotny, jak mój. W końcu praca na recepcji to nic wielkiego w porównaniu z modelingiem. Nie obrażaj się Asiu, tak to już jest.
Po tej tyradzie chciała odejść i znaleźć kolejną ofiarę, której mogła zaserwować tę samą śpiewkę i kłuć w oczy własnym sukcesem, uświadamiając rozmówcy, jakim jest zerem i nieudacznikiem. Jednak Aśka nie dała się tak łatwo spławić.
- Wiesz Emilko, mam jeszcze nasze wspólne zdjęcie z pierwszej klasy liceum. Pamiętasz naszą ucztę pączkową? Twarze, choć umorusane lukrem i konfiturą, promieniały nam uśmiechem. Często spoglądam na tę fotografię i próbuję sobie przypomnieć, jaka byłaś, zanim wciągnął cię wielki świat. Miła, sympatyczna, koleżeńska, pełna zwariowanych pomysłów a nade wszystko szczera. Najważniejszy jednak był twój uśmiech, który dodawał otuchy i odwagi, pełen ciepła, które sprawiało, że wszystko wokół stawało się piękne – Emilia na bezdechu słuchała słów dawnej przyjaciółki, usiłując zrozumieć ich sens. – Mam dla ciebie jedną radę. Zjedz tego cholernego pączka, to może zejdzie z ciebie to obezwładniające cię ciśnienie i znowu będziesz sobą. I zrób to teraz, zanim będzie za późno.
Aśka wzięła talerz lukrowanych pyszności i podstawiła koleżance pod nos. Emilia chwilę mierzyła wzrokiem dziewczynę, która prowokująco patrzyła jej w oczy, po czym sięgnęła po największego pączka. Z chwilą, gdy zatopiła w nim swe zęby (zrobione na hollywoodzką biel), oblepiając je tysiącami kalorii, poczuła, jak ulatnia się z niej negatywna energia, a wypełnia ją dawno poszukiwane szczęście.
Ten wieczór, już bez zadęcia i wielkiego świata, był tym, czego od dawna potrzebowała i za czym tak ogromnie tęskniła. W końcu była wolna.
***
Izabella Agaczewska autorka opowiadań jest krakowianką. Uwielbia podróżować, jeździć na rowerze i delektować się herbatą. Mama dwójki nastolatków. Wiecznie w niedoczasie... Pisze powieści obyczajowe i ksiązki dla dzieci.
"Aleja Cichych Szeptów" i "Poduszka na parapecie" to książki nietuzinkowe. "Sanatorium cudów" zachwyca nie tylko dzieci, ale i dorosłych.
Zamów książki z dedykacją i autografem